Dopada mnie zawsze po powrocie z wakacji. Nie odstępuje na krok przez kolejne 2 tygodnie. Bezlitośnie przypomina o końcu upragnionego urlopu oraz o tym, że muszę czekać przy sprzyjających okolicznościach ( budżetowych ) do następnego lata. Mowa o .... depresji pourlopowej ( post-holiday spleen ). Tak, istnieje już nazewnictwo tej przypadłości i zostało zdiagnozowane u większości urlopowiczów. Cieszy mnie fakt, że zwiedziłam wzdłuż i wszerz Majorkę. Jestem wdzięczna,że mogłam wreszcie wyjechać na wyczekiwane od kilku lat 'egzotyczne' wakacje. Powrót do codzienności po udanych wakacjach zazwyczaj bywa trudny. Zazwyczaj im urlop bardziej mi się podobał, tym dłuższy był okres „dochodzenia do siebie”. Każdy z nas potrzebuje trochę czasu, by wbić się w rytm codzienności.
Radosna letnia euforia mija dlatego pora planować następne wakacje, a co! To również idealny moment by postawić sobie nowe cele i dążyć do ich realizacji.
Zapraszam Was do obejrzenia 1 części mojego mixu wakacyjnego z Majorki. Enjoy!
Porto Cristo / Cala Millor
Piękne zdjęcia :) moja tegoroczna depresja pourlopowa była straszna... trwała dłużej niż sam urlop.
OdpowiedzUsuńsuper wspomninia i zdjecia ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZazdro!!
OdpowiedzUsuń